Ktoś zapukał do drzwi, mówię do męża, idź otwórz. Słyszę zapytanie, czy pan jest właścicielem mieszkania ..... mąż zawołał mnie. Patrzę, stoi kobieta, na oko około czterdziestki, może nieco mniej. Podaje mi kartkę. Tam pisze, że przyjechali do ogrodnictwa do pracy, ale jeszcze tydzień muszą się sami wyżywić, więc proszą o jedzenie, ewentualnie o 2 zł. Powiedziałam, że pieniędzy nie daję ... z zasady. Ponieważ to poniedziałek to w lodówce troszkę przestrzenniej było. Znalazłam kawałek żółtego sera i 10 jajek, ale takich od wiejskich kur, wszak na wsi mieszkam. Pani mówiła po polsku, więc zastanawiałam się, czemu ta kartka miała służyć. Poobserwowałam sobie ją po wyjściu z bloku.
Nieopodal bloku, na trawniczku mamy ławeczki ze stołem, tam siedział facet, ona podeszła do niego, przepakowała to co miała w swojej, średniej wielkości, torebce i poszła dalej. Wróciłam do męża do pokoju i mówię, standardowy model, facet siedzi i czeka, a kobieta "załatwia".