No faktycznie, tylko pozazdrościć
Ja jadę na wigilię do moich rodziców, tak ciut bliżej dziewcząt z g. śląska, do Strzelec Op. A potem praktycznie te dwa dni świąt spędzamy sami. Może do sióstr małżowatego, ale to się zobaczy.
Najpiękniejsze jednak były święta, choć te teraz też całkiem, całkiem, to te rodzinne, jak żyła babcia ze strony ojca.
Ona integrowała całą rodzinę. Wigilia zawsze u niej, a pierwszy dzień świąt u moich rodziców, potem u wujostwa.
Potrawy, mimo, że na śląsku, barszcz czerwony, uszka, karp we wszystkich postaciach (chociaż, ja akurat wolę inne ryby).
Jadłam jednak śląską wigilię i bardzo mi smakowała
Ale też mi przypadła do gustu galicyjska.
Mimo, że na wigilię jedziemy i tak z małżowatym wszystko szykujemy też sami, na cztery ręce. Oczywiście on dyryguje. Jest lepsiejszy. Ja tylko pomagier
Natomiast co do prezentów, bywało różnie. Parę razy i tak, że prawie ich nie było z wiadomych względów. Ale do tego jakosik mniej przywiązujemy wagę, może przez to, iż u nas nie ma w chwili obecnej małych dzieci.
Na pasterkę zawsze do franciszkanów, jest pięknie