ech, ja listów i kartków to mam kilka pudeł... ułożone, kartki - datami, listy - osobami + chronologicznie. to były czasy... pisało się po kilka listów na tydzień, po kilkanaście lub więcej stron w każdym... i potem też takie grubaśne dostawałam. papeterię często sama robiłam, koperty takoż (a już ozdabianie obowiązkowo). a to wyczekiwanie, zaglądanie do skrzynki, obliczanie kiedy powinna dojść odpowiedź, ten dreszcz emocji - "jest, coś jest! do kogo?
?", przebieranie nogami jak się okazywało że jednak do mnie... i największy dylemat - czytać już_od_razu_na_schodach czy masochistycznie wdrapać się na czwarte piętro, umyć rączki, zrobić herbatkę, przejść do pokoju i dopiero wtedy zasiąść do lektury... dzisiejsze maile są nieporównywalnie wygodniejsze, ale nie ma już tej atmosfery, co dawniej. czyli jak ze wszystkim - coś się traci, żeby coś innego móc zyskać. całe szczęście można korzystać i z jednego, i z drugiego