Agawo masz rację. Jego życie, jego wybory. Ale mamy taką bezwiedną pokusę oceniania wg naszej własnej miary.
No to wracam do relacji, bo od weekendu mam córkę z wnukami i na kompa nie będzie czasu.
W Chivay (3650 m n.p.m.) zakwaterowanie i obiad z potrawami peruwiańskimi (bufet szwecki, nie wiadomo, co brać Po południu zwiedzamy okoliczne wioski, tarasowe pola uprawne (każde odgrodzone od sąsiedniego kamieniami ułożonymi na 20-50 cm) zwiedzamy uroczy kościół, najstarszy w dolinie (ale nie odnotowałam z jakiego okresu, pewnie XV wiek) upajamy się pięknymi widokami na całą dolinę. Ja już jestem na dobre chora. Doktórki dały mi drugi antybiotyk, bo boją się o mój żywot. Wieczorem kąpiel w gorących źródłach. Też nie skorzystałam, ale trudno było tam wytrzymać, bo woda ca. 50 stopni. Więc szybko musieli wychodzić, by na dworze ochłonąć. Ja zdycham z hotelu.
Następnego dnia (to już 12.07.) jak zwykle wcześnie pobódka. Jedziemy do Cabanakonde, ale po drodze zwiedzamy kolejne urocze wioski i kościół z XVI wiek. Wystroje kościołów barokowe, boga. Dużo luster obok eksponowanych świętych. Ma to oznaczać, że jak wierni się w nich przejrzą tzn. są bliżej tych świętych i Boga
Spieszymy się, by ok. 9-tej być na początku kanionu Colki, przy Cruz del Condor. Tylko rano przylatują tu Kondory. Mamy szczęście. Jest ich sporo. Cykam sporo fotek. Rozpiętość skrzydeł sięga do 1,5 m. One nie latają (tzn. nie ruszają skrzydłami, a szybują. Piękne widok na tle przepięknych gór. Była to uczta dla oczu.
Idę na piwko, ale tu jeszcze wrócę.
![mniam mnx](http://www.forum.amazonka.org.pl/Smileys/aaron/mniam.gif)