Agawo, dzięki!
![Kiss :-*](http://www.forum.amazonka.org.pl/Smileys/aaron/kiss.gif)
Czasem mysle o smierci. Swojej, rodziny, przyjaciól... Ktoś mądry powiedział kiedyś "gdy umiera człowiek, umiera caly Wszechświat". I w pewnym sensie jest to prawda. Każdy z nas jest niepowtarzalny, ma unikalny sposób widzenia świata. Gdy ktoś umiera, Wszechświat innych zmienia się na zawsze.
Choć moja religia mówi o wieczności duszy, iluzoryczności ziemskiej tożsamości i nieustannej wedrówce w cyklu narodzin i smierci, to wcale nie zmienia faktu, że w nowym ciele, w nowej sytuacji, to już nie będę taka sama "ja" jak jestem w tej chwili. Nawet jeśli bedę "lepsza" to w tej chwili mi żal, że nie bedzie ze mną tych doświadczen, które sprawiły, że jestem tu gdzie jestem, ludzi, wspomnień. Być może tylko ja zauważyłam ta ciemno granatową chmurę, gdy w dzieciństwie stałam obok sterty słomy? A może tylko do mnie mrugnęła spadająca gwiazda? Wierzę w reinkarnację, ale nie wiem gdzie jest moja babcia, dziadek, gdzie moja sunia, mój kanarek, gdzie ciocia Irka. Czy nasza relacja skonczyła się raz na zawsze czy może sie jeszcze kiedyś spotkamy? Czy rozpoznamy pokrewną duszę? Kiedy jednak nastapia narodziny, o wszystkim zapomnę. To, co zdobyłam w rozwoju ducha, pojdzie za mną uspione.
Z moim tatą czasem miewam filozoficzne rozmowy. Martwił się, że nic po nim nie zostanie, że nie ma ciąglości rodziny, bo nie mam dzieci. Chyba go nie pocieszyłam- powiedzialam, że wyginęly całe narody, całe miliony czy miliardy ludzi umarły kompletnie zapomniane. Pamieta się o kilkuset sławnych ludziach, choć i ta pamięć często jest bardziej mitem niż rzeczywistością, cała reszta to anonimowa czarna masa. I w dodatku niemal cała ludzkośc to potomstwo jedengo samca żyjacego jakies 100 000 lat temu. Potomstwo innych nie przetrwało
![Tongue :P](http://www.forum.amazonka.org.pl/Smileys/aaron/tongue.gif)
Myślę, że choć jej tak nie lubimy, smierć jest nam potrzebna. Bez niej nie byłoby impulsu do rozwoju. Nie byłoby miłości, nie byłoby smaku w życiu.