Dziś to się uśmiałam z siebie.
Kilka dni temu, w mieście, jadąc sobie pomalutku zauważyłam, że z samochodu, który się zbliżał z naprzeciwka, przy drzwiach kierowcy coś wisi i się majta. Jak już się zbliżyłam, a uliczka dość wąska, więc i prędkość mała, to staram się przy pomocy gestów pokazać to pani. Szybko się zorientowała, podziękowała, ja ruszyłam dalej i w lusterku widzę, że po drugiej stronie autka z drzwi też coś zwisa i się majta. Nie wiem czy takie szerokie futro miała, czy jakieś narzuty na siedzenia, bo te "wisiorki" wyglądały jak lisie ogony, autko wypasione, osoba znana.
Wracając do dzisiejszego dnia, wybrałam się na pocztę odebrać awizowane przesyłki. Jak już pod domem wysiadłam z autka, to zobaczyłam, że mój pasek jechał ze mną jak tamte wisiorki, był cały utytłany śniegowym błotem. Nikt nie zwrócił mi uwagi, ale to tylko wystający leciwy pasek, z leciwej Kiji. Może jakby to był lisi ogon, to chociaż służba leśna by się zainteresowała.